niedziela, 18 września 2016

KONIEC WAKACJI

Mijają kolejne dni lata i w końcu lub niestety zaczyna się szkoła. Ponad 2 tygodnie w USA za mną. Teraz uświadomiłam sobie, że boję się szkoły, że nie zrozumiem o czym jest lekcja albo, że nie znajdę przyjaciół. Oddalam od siebie myśl, że niedługo muszę tam iść.
Niedawno miałam okazję być na mojej pierwszej grze amerykańskiego footballu, co z tego, że nie znam zasad, fajnie się kibicowało. Były cheerleaderki, grał ponad sto osobowy szkolny zespół, towarzyszyła nam atmosfera którą ciężko opisać.
Następnego dnia całą rodziną wybraliśmy się na ranczo gdzie odbyły się konne zawody szybkościowe, tak zwane "speed events". Rocky jechał tam swój debiut - całkiem nieźle wypadł. Fajnie było popatrzeć jak robią to doświadczeni ludzie, gdyż tak się składa, że sama mam startować w tego typu zawodach, w szkolnej drużynie. Zaszły jednak pewne zmiany i moim koniem jest teraz Indy (Independence day) - kucyk trenerki. Od samego początku świetnie się rozumiemy i już na początku września jedziemy nasz pierwszy barrel race, flag race oraz two men, razem z Jeanne. Idee zawodów szybkościowych można zobaczyć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=2Z142OeD1bQ . Należąc do drużyny szkolnej musimy stawiać się na treningu raz w tygodniu, a poza tym codziennie jeździmy same.
W ostatnim czasie odwiedziłam też jedno z największych centrów handlowych w okolicy (River Town Crossings Mall), dość niespodziewanie, gdyż zakupy były zastępstwem za spływ rzeką, odwołany z powodu złej pogody. Cały dzień chodzenia po sklepach z przyjaciółkami i koordynatorką mnie wykończył ale zdecydowanie można powiedzieć, że był udany. Wszystkich exchangów ostrzegam, kontrolujcie wydatki, zakupowy szał może ponieść, wiem co mówię.
W niedzielę byłam w kościele (wyznanie katolickie), aby zobaczyć jak wygląda tutejsza msza. Oto kilka, według mnie ciekawych, faktów: pastorem może zostać dwudziestoletni mężczyzna i może mieć żonę, podczas mszy nie musi mieć sutanny, dużo się śpiewa, nie wstaje się do modlitwy, ksiądz rzuca żartami, miękkie i wygodne ławki, każdy przychodzi ubrany jak chce (klapki i krótkie spodenki wchodzą w grę). Kościół - wersja light, dużo bardziej przypadł mi do gustu.
W poniedziałek miałam drugą wizytę w szkole, odebranie laptopa, planu lekcji, znalezienie szafki i nauka jej otwierania (nie jest to tak łatwe jak się wydaje), a na końcu zrobienie zdjęcia do legitymacji, która została wydrukowana na miejscu.
Następnego dnia rano konie zrobiły nam niespodziankę. Jeżdżąc poprzedniego wieczoru nie zamknęłyśmy płotu od pastwiska. Podczas śniadania zobaczyłam jak jakieś zwierzęta jedzą jedzą trawę przed domem. Szybko przypomniałyśmy sobie co pominęłyśmy ostatniego wieczoru. Na szczęście żaden z naszym rumaków nie postanowił uciec i w ciągu dziesięciu minut przewróciłyśmy wszystko do normy. Nie zmienia to faktu, że byłyśmy blisko zawału.
Będąc już w temacie koni, to mamy już za sobą pierwszy teren po nieznanych lasach, od teraz możemy jeździć same i szukać nowych tras. Ahoj przygodo!
Jedną z najlepszych atrakcji ostatniego tygodnia wakacji zdecydowanie była wycieczka do Michigan Adventure z Jeanne, Marthe i Oliwią z Niemiec. Park nie jest wielki to ale warty odwiedzenia. Kolejki są umiarkowane, spokojnie można zaliczyć wszystkie najlepsze rollercoastery więcej niż raz. Miasteczko zawiera też park wodny. Całość zajęła nam około 6 godzin.
Nigdy nie myślałam, że można tak szybko poczuć się jak w rodzinie, w domu, jeszcze niedawno całkiem obcych ludzi. Evonne jest kochana, chce nam pokazać jak najwięcej amerykańskiej kultury, a kiedy ma czas zabiera nas w nowe miejsca. JJ Rodeo było jedną z takich atrakcji. Moje pierwsze rodeo w życiu, świetnie się bawiłam. Kolejny speed show, ujeżdżanie byków i kowboje z krwi i kości, super sprawa. 
Ostatni dzień wakacji (Labour Day- dzień pracy) spędziliśmy na obiedzie u rodziców narzeczonej, hot dogi, kukurydza i deser - typowo. Na koniec przejażdżka motorówką i "tubing" po Spring Lake - idealne zakończenie wakacji.










jezioro Michigan








1 komentarz: