niedziela, 25 września 2016

SZKOŁA

Nadeszeła ta chwila, 6 września - czas poznać amerykańską szkołę. Spring Lake High School, nadchodzę! Budzik dzwoni, godzina 5:40, trzeba wstać, przygotować się na pierwszy dzień. Nie miałam problemu z pobudką, to chyba przez emocje. Nic podobnego nie spotkało jednak Jeanne, której budzik nie powstrzymał przed dalszym snem. Szybkie śniadanie i o 6:40, razem z Evonne, czekałyśmy już na szkolnego busa. Jak to czasami bywa, bus się spóźnił i pierwszego dnia w nowej szkole nie byłyśmy na czas.

Teraz kilka istonych różnic między polskim i amerykańskim liceum. Po pierwsze, lekcje wybierane są przez uczniów, jest jednak kilka obowiązkowych dla każdego rocznika. Nie ma klas a, b, c, zamiast tego każdy ma przyporządkowany "grade":

- 9 (freshmen) lub
- 10 (sophomore) lub
- 11 (junior) lub
- 12 (senior).
Lekcje odbywają się w mieszanych grupach.
Jako exchange student w systemie jestem zarejestrowana jako sophomore, natomiast traktowana jestem jak senior, co sprawia, że mogę uczestniczyć w graduation (uroczyste rozdanie świadectw po ukończeniu liceum), promie (bal) i wszystkich innych uroczystościach 12 klasy.
Rok szkolny składa się z trzech trymestrów, na każdy z nich przypada pięć różnych przedmiotów (takie same na każdy dzień danego trymestru). Lekcje zaczynają się codziennie o 7:40, a kończą o 14:35. Nikt nie nosi plecaków ponieważ każdy ma swoją szafkę. Godzina lekcyjna trwa 72 minuty, brzmi strasznie ale wcale tak nie jest. Czas szybko leci, a nauczyciele są bardzo luźni jeśli chodzi o słuchanie muzyki lub korzystanie z internetu. Ważna rzecz, którą muszę uwzględnić to fakt, że każdy dostał swojego laptopa, z którego korzystamy na większości zajęć. Wracając, po między lekcjami są krótkie, 6 minutowe przerwy pozwalające zaledwie na zamianę książek i przejście z klasy do klasy. Najdłuższa z nich to przerwa lunchowa, trwa 30 minut i ma miejsce po drugiej lub trzeciej lekcji. Jeśli chodzi o szkolne jedzenie to jest w czym wybierać, przeważa niestety fast food, poza tym można dostać też kanapkę, sałatkę lub jogurt.

Kontynuując mój pierwszy dzień był całkiem okej, ale bez szału, jak to bywa gdy się nikogo nie zna.  Zajęcia nie wymagały myślenia, gdyż każdy z nauczycieli przedstawiał prezentacje na swój temat, coś z czym w Polsce się nie spotkamy. Podsumowując nie było źle ani super, miałam mieszane uczucia. Zdałam też sobie sprawę, że zajmie mi to trochę czasu zanim opanuję otwieranie szafki.


Teraz coś z perspektywy ostatnich trzech tygodni. Mam już znajomych prawie na każdej lekcji, więc sprawy mają się nieco inaczej. Szkołę oceniam na bardzo fajną, nauczyciele pomocni i opiekuńczy, już nie przeszkadzają mi długie lekcje. Nikt tutaj nie słyszał o kredzie, w każdej klasie jest interaktywna tablica, co sprawia, że jest nieco ciekawiej. Jeszcze jedna interesująca rzecz, którą udało mi się zaobserwować, każdego dnia wstajemy i mówimy formułkę oddającą honor fladze. Amerykanie bardzo doceniają swój kraj.

Na dole wklejam zdjęcie mojego planu lekcji, więc nie będę się na ten temat rozpisywać. Opowiem jednak o moich dwóch ulubionych lekcjach. Pierwsza to Intro to Foods, brzmi nieźle, a co dopiero wygląda. Jeśli ktoś lubi jeść i gotować to coś dla niego, czyli na pewno dla mnie. Na razie tylko piekliśmy ale już było super. Mamy siedem kuchni czyli siedem grup, nauczycielka narzuca tylko "temat", a przepisy wybieramy sami. Nie miałam jeszcze nigdy okazji uczestniczyć w tak fajnych zajęciach. Polska szkoło, bierz przykład! Następna z nich to Advanced PE (w-f).Szkoła w tym roku wyposażyła jedną z sal w ciężary i ławeczki tylko do dyspozycji uczniów, robi wrażenie. Nasz w-fista bardzo pilnuje aby każdy odbył swój trening, dba żebyśmy osiągneli nasze wymarzone beach bodies (plażowe figury) i aby każde wykonywane przez nas ćwiczenie było picture perfect (prawidłowe). Trzy razy w tygodniu, w grupach "dźwigamy", a raz chodzimy na basen. Spring Lake ma też ogromną siłownie z super sprzętem, dostępną dla ludzi z zewnątrz, gdzie uczymy się obsługi różnych maszyn, odbywając przy tym swój workout. Wychowanie fizyczne, które ma jakiś cel, podoba mi się to. Oczywiście poza lekcjami też jestem członkiem siłowni. Fit musi być!










niedziela, 18 września 2016

KONIEC WAKACJI

Mijają kolejne dni lata i w końcu lub niestety zaczyna się szkoła. Ponad 2 tygodnie w USA za mną. Teraz uświadomiłam sobie, że boję się szkoły, że nie zrozumiem o czym jest lekcja albo, że nie znajdę przyjaciół. Oddalam od siebie myśl, że niedługo muszę tam iść.
Niedawno miałam okazję być na mojej pierwszej grze amerykańskiego footballu, co z tego, że nie znam zasad, fajnie się kibicowało. Były cheerleaderki, grał ponad sto osobowy szkolny zespół, towarzyszyła nam atmosfera którą ciężko opisać.
Następnego dnia całą rodziną wybraliśmy się na ranczo gdzie odbyły się konne zawody szybkościowe, tak zwane "speed events". Rocky jechał tam swój debiut - całkiem nieźle wypadł. Fajnie było popatrzeć jak robią to doświadczeni ludzie, gdyż tak się składa, że sama mam startować w tego typu zawodach, w szkolnej drużynie. Zaszły jednak pewne zmiany i moim koniem jest teraz Indy (Independence day) - kucyk trenerki. Od samego początku świetnie się rozumiemy i już na początku września jedziemy nasz pierwszy barrel race, flag race oraz two men, razem z Jeanne. Idee zawodów szybkościowych można zobaczyć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=2Z142OeD1bQ . Należąc do drużyny szkolnej musimy stawiać się na treningu raz w tygodniu, a poza tym codziennie jeździmy same.
W ostatnim czasie odwiedziłam też jedno z największych centrów handlowych w okolicy (River Town Crossings Mall), dość niespodziewanie, gdyż zakupy były zastępstwem za spływ rzeką, odwołany z powodu złej pogody. Cały dzień chodzenia po sklepach z przyjaciółkami i koordynatorką mnie wykończył ale zdecydowanie można powiedzieć, że był udany. Wszystkich exchangów ostrzegam, kontrolujcie wydatki, zakupowy szał może ponieść, wiem co mówię.
W niedzielę byłam w kościele (wyznanie katolickie), aby zobaczyć jak wygląda tutejsza msza. Oto kilka, według mnie ciekawych, faktów: pastorem może zostać dwudziestoletni mężczyzna i może mieć żonę, podczas mszy nie musi mieć sutanny, dużo się śpiewa, nie wstaje się do modlitwy, ksiądz rzuca żartami, miękkie i wygodne ławki, każdy przychodzi ubrany jak chce (klapki i krótkie spodenki wchodzą w grę). Kościół - wersja light, dużo bardziej przypadł mi do gustu.
W poniedziałek miałam drugą wizytę w szkole, odebranie laptopa, planu lekcji, znalezienie szafki i nauka jej otwierania (nie jest to tak łatwe jak się wydaje), a na końcu zrobienie zdjęcia do legitymacji, która została wydrukowana na miejscu.
Następnego dnia rano konie zrobiły nam niespodziankę. Jeżdżąc poprzedniego wieczoru nie zamknęłyśmy płotu od pastwiska. Podczas śniadania zobaczyłam jak jakieś zwierzęta jedzą jedzą trawę przed domem. Szybko przypomniałyśmy sobie co pominęłyśmy ostatniego wieczoru. Na szczęście żaden z naszym rumaków nie postanowił uciec i w ciągu dziesięciu minut przewróciłyśmy wszystko do normy. Nie zmienia to faktu, że byłyśmy blisko zawału.
Będąc już w temacie koni, to mamy już za sobą pierwszy teren po nieznanych lasach, od teraz możemy jeździć same i szukać nowych tras. Ahoj przygodo!
Jedną z najlepszych atrakcji ostatniego tygodnia wakacji zdecydowanie była wycieczka do Michigan Adventure z Jeanne, Marthe i Oliwią z Niemiec. Park nie jest wielki to ale warty odwiedzenia. Kolejki są umiarkowane, spokojnie można zaliczyć wszystkie najlepsze rollercoastery więcej niż raz. Miasteczko zawiera też park wodny. Całość zajęła nam około 6 godzin.
Nigdy nie myślałam, że można tak szybko poczuć się jak w rodzinie, w domu, jeszcze niedawno całkiem obcych ludzi. Evonne jest kochana, chce nam pokazać jak najwięcej amerykańskiej kultury, a kiedy ma czas zabiera nas w nowe miejsca. JJ Rodeo było jedną z takich atrakcji. Moje pierwsze rodeo w życiu, świetnie się bawiłam. Kolejny speed show, ujeżdżanie byków i kowboje z krwi i kości, super sprawa. 
Ostatni dzień wakacji (Labour Day- dzień pracy) spędziliśmy na obiedzie u rodziców narzeczonej, hot dogi, kukurydza i deser - typowo. Na koniec przejażdżka motorówką i "tubing" po Spring Lake - idealne zakończenie wakacji.










jezioro Michigan








sobota, 10 września 2016

WYPAD NAD JEZIORO

Jako że do pobliskiego miasteczka - Grand Haven przyjechał zespół z muzyką na żywo nasza koordynatorka, wraz ze swoją podopieczną, zabrała nas nad jezioro gdzie to wszystko miało miejsce. Okazało się że uczestnicy mieli conajmniej po 50 lat. Jednak nie powstrzymało nas to przed dobra zabawą w line dance (rodzaj tańca country i western). W naszym planie dnia nie mogło też zabraknąć sesji podczas zachodu słońca i pokazu jednej z największych, muzycznych fontann na świecie.